Premiera animacji ze świata „Władcy Pierścieni”, której akcja rozgrywa się około 250 lat przed wydarzeniami znanymi z powieści, jest planowana na przyszły rok. Film trafi do kin 12 Na terenie Nowej Zelandii kręcono wszystkie części „Władcy Pierścieni”. Wówczas o odległych terenach na Ocenie Spokojnym zrobiło się głośno. Nie tylko fani twórczości Tolkiena za cel postawili sobie podróż do Nowej Zelandii. Niezwykłe krajobrazy, jakie pojawiały się na srebrnym ekranie, zachwyciły ludzi na całym świecie. Dla fanów „Władcy Pierścieni”, podróż do tych autentycznych lokalizacji filmowych to wyjątkowa okazja, aby doświadczyć magii Śródziemia na własne oczy. Niezależnie od tego, czy jesteś fanem hobbitów, elfów, krasnoludów czy ludzi, Nowa Zelandia oferuje coś dla każdego miłośnika Tolkiena. jak w tytule jest dużo tagów to youtube lubi, więc przed wami: Nowa Zelandia Autostopem, w której zostałem władcą pierścieni, bo założyłem jedyny pierścień i Po wyjściu na zwiedzających lub tych, którzy oczekują na swoją kolejkę zwiedzania czeka sklep z pamiątkami. Ale to nie byle jakie pamiątki a co za tym idzie, nie byle jakie są ceny. Pierścień z Władcy Pierścieni potrafi kosztować prawie 2000 dolarów nowozelandzkich. oto ile lat ma każdy członek społeczności we Władcy Pierścieni. Chociaż Śródziemie J. R. R. Tolkiena pełne są fascynujących postaci w całej jego długiej fikcyjnej historii, główny nacisk pada naturalnie na dziewięciu członków Wspólnoty, którzy mają za zadanie nieść jeden pierścień z Rivendell do ognistej szczeliny Góry zagłady w Mordorze. WhKY. Wyreżyserowana przez Petera Jacksona filmowa trylogia “Władcy Pierścieni” sprawiła, że świat odkrył Nową Zelandię – jej piękne łąki, majestatyczne góry i… tętniące życiem miasta, w których znaleźć można nie tylko ciekawe muzea, ale także ekscytujące rozrywki. Niezależnie od tego, czy chcesz ruszyć w wyprawę śladem Drużyny Pierścienia, czy może preferujesz spokojniejsze formy spędzania czasu, warto jest dać, wyspiarskiemu państwu szansę. Wybraliśmy sześć najciekawszych atrakcji Nowej Zelandii, dzięki którym zasmakujecie w lokalnej kulturze. Queenstown – raj dla narciarzy Choć Nowa Zelandia podświadomie kojarzy się raczej z ciepłem i tropikami, wysokie góry sprawiają, że wyspa jest istnym rajem dla narciarzy! W Queenstown niewielkim miasteczku na Wyspie Południowej, położony jest ogromny kurort narciarski, do którego co roku zjeżdżają tysiące miłośników sportów zimowych. Queenstown różni się jednak od alpejskich stoków – poza licznymi trasami narciarskimi znaleźć tutaj można szeroką ofertę innych rozrywek skierowanych do ludzi szukających adrenaliny. W Queenstown można skoczyć z bungee lub ze spadochronu, wybrać się na przejażdżkę paralotnią czy wziąć udział w niebezpiecznym spływie kajakowym rwącą, pełną zakrętów rzeką. Kurort stanowi także dobrą bazę wypadową do dalszego podróżowania po państwie tak rozległym, jak Nowa Zelandia – wycieczki po całym kraju są łatwo dostępne z Queenstown. Auckland Położone na Wyspie Północnej największe miasto Nowej Zelandii, którego układ architektoniczny wciąż fascynuje urbanistów. Wielkie, szklane wieżowce kontrastują tutaj z zadbanymi, wiktoriańskimi kamieniczkami, w których ogrodach mieszczą się puby i kawiarnie. Szczególnie warty zobaczenia jest historyczny ratusz, który wyglądem i rozmachem przypomina neogotycką katedrę. Miłośnicy wielkich miast powinni się wybrać na wieżę widokową Sky Tower, najwyższą budowlę na półkuli południowej. Na szczycie wieży znajduje się taras obserwacyjny, z którego podziwiać można panoramę miasta, a także słynna na cały świat, obracająca się wokół własnej osi restauracja. W Auckland znajdują się także liczne kluby, instytucje kulturalne oraz muzea, spośród których wyróżnia się Auckland Art Gallery zawierająca największą na świecie kolekcję prac rdzennej, nowozelandzkiej ludności. Wellington Stolica Nowej Zelandii, a zarazem prawdziwa gratka dla fanów filmu. Wellington słynie jako stolica lokalnej kultury. W mieście odbywa się znany “New Zealand International Film Festival”, na który zjeżdżają gwiazdy z całego świata. Równie ciekawą opcją są liczne festiwale kultury lokalnej, na których można zapoznać się z folklorem Maorysów, czyli rdzennej ludności wyspy. Warte odwiedzenia jest miejskie muzeum, wyróżniające się nowoczesnym obserwatorium astronomicznym oraz fascynującą wystawą przybliżającą historię kolonizacji wyspy. W Wellington znajduje się także pierwsze na świecie bezemisyjne ZOO. Różnorodność biologiczna jest ogromna na archipelagu tak wielkim i zróżnicowanym jak Nowa Zelandia – zwierzęta zamieszkujące wyspiarskie państwo są unikatowe w skali świata. ZOO pozwala poznać historię miejscowej fauny. Park Narodowy Tongariro Mekka dla miłośników pięknych pejzaży i przyrody. Ten wpisany na listę UNESCO park narodowy rozciąga się na obszarze niemal 800 km². Przez park prowadzi Pętla Turystyczna Tongariro, czyli niezbyt wymagający szlak turystyczny, którego pokonanie zajmuje kilka dni. Wędrówka Pętlą Turystyczną pozwala na zanurzenie się w świecie nowozelandzkiej natury. Na terenie parku znajdują się liczne wygasłe oraz wciąż aktywne wulkany, a miłośnicy górskiej wspinaczki wybrać się mogą na specjalny szlak alpejski ciągnący się przez łańcuch górski. W okolicach parku znajdują się także liczne kurorty narciarskie, więc Tongariro stanowi ciekawą alternatywę dla Queenstown. Rezerwat morski Poor Knights Islands Archipelag wysp Poor Knights Islands to wymarzone miejsce dla fanów oceanu i tropikalnych klimatów. Plaże wyjęte są żywcem z filmów przyrodniczych, a turyści odwiedzający wyspy zwykli mówić, że wyjechali z raju, w którym zostaliby na dłużej. Morski rezerwat objęty jest co prawda ścisłą ochroną prawną, ale po spełnieniu wymagań można w nim nurkować. Przejrzyście czysta woda i tętniące życiem koralowce sprawiają, że Poor Knights Island to idealne miejsce dla miłośników nurkowania. Shire, czyli śladami Władcy Pierścieni Na sam koniec zostawiliśmy temat “Władcy Pierścieni”, czyli trylogii będącej jednocześnie najlepszą turystyczną wizytówką Nowej Zelandii. Nie jest zaskoczeniem fakt, że każdego roku na wyspy przybywają tysiące turystów, którzy pragną przenieść się w magiczny świat Śródziemia. Na miejscu działają liczne biura podróży, które organizują specjalne wycieczki śladami Drużyny Pierścienia. Ponieważ lokacje z filmów rozrzucone są po obu wyspach, wykupienie takiej wycieczki jest dla fanów “Władcy Pierścieni” najlepszym rozwiązaniem. Turyści zwiedzić mogą krainę hobbitów Shire, czy elficki Rivendell. Prawdziwą gratką jest jednak możliwość wyprawy górskim szlakiem pozwalającym wejść na Caradhras, szczyt z pierwszej części filmu. Artykuł nadesłany Spotkanie globtroterówwt sala: Broadwaywstęp wolny To było jak wejście do wielkiego ogrodu botanicznego, w którym, bez strachu przed ludźmi, zwierzęta i ptaki cieszyły się zielenią, przestrzenią i wolnością. Taka jest Nowa Zelandia: pachnąca urzekającym zapachem wszelkiego gatunku nieznanej roślinności, zniewalająca krajobrazem, pełna śpiewu egzotycznych ptaków, wypełniona stadami leniwych baranów. Jest po prostu niesamowita, warta każdej, nawet 27-godzinnej podróży w mało wygodnych lotniczych fotelach. Ta podróż w czasie przeniosła nas do dżungli drzewiastych paproci, nad szmaragdowe wody Morza Tasmana, do krainy skoków na bungie nad górskimi przepaściami i na błękitny lodowiec Franza Josefa. Przeniosła nas do raju. Autorka prezentacji: Marzena Kasperek Picton – Wellington – Egmont NP – Waitomo Caves – Auckland – Okura – Snells Beach – Devonport – Auckland – Osaka – Seul – Frankfurt – Katowice Po przypłynięciu do Wellington postanawiamy udać się na niewielkie wzniesienie w centrum miasta – Mount Victoria (196 mnpm), z którego roztacza się fantastyczna panorama. Poprzednim razem lało, więc odpuściliśmy sobie ten punkt podróży, tym razem jest słonecznie i bezwietrznie, w dodatku bardzo ciepło. Widoki rzeczywiście są wspaniałe – podziwiamy lądujące i startujące z lotniska samoloty oraz statki wpływające i wypływające z portu. Co ciekawe spotykamy też polską wycieczkę, która wysypała się właśnie z autokaru. W zachodzącym słońcu opuszczamy stolicę Nowej Zelandii i kierując się na północ, już po zmroku docieramy do bezpłatnego DOCowskiego kampingu Waikawa położonego u stóp Tararua Forest Park. Rano ruszamy w dalszą drogę, kierując się do Parku Narodowego Egmont, który swoim obszarem obejmuje niezwykle symetryczny stożek wulkaniczny Mt Taranaki (2518 mnpm). Z Inglewood odbijamy w lewo do znajdującego się na zboczach krateru parkingu z punktem obsługi turystów, gdzie zasięgamy języka o możliwościach zdobycia góry. Okazuje się że mimo zalegającego cały rok śniegu w kraterze, w marcu, można bez żadnego dodatkowego wyposażenia wejść na szczyt. Krótka decyzja i postanawiamy w następnym dniu zaatakować wulkan. W tym celu jedziemy do miasta, by kupić szturm żarcie i wracamy na parking pod Mt Taranaki gdzie wraz z grupą innych turystów udajemy się na spoczynek w swoich samochodach. Jeszcze grubo przed świtem wyruszamy z Visitor Center (952 mnpm). Przez pierwszą godzinę idziemy dość szeroką drogą, aż do Tahurangi Lodge (1492 mnpm), prywatnego schroniska, niedostępnego dla zwykłych turystów. Tutaj zastaje nas wspaniały wschód słońca i tutaj też zatrzymujemy się na śniadanie. Następnie już wąską ścieżką podchodzimy pod żleb, który pokonujemy dość długimi, drewnianymi schodami. Teraz zaczyna się najgorszy fragment – niezwykle stromym i sypkim piargiem pokrytym drobnym żwirkiem wulkanicznym podchodzi się pod wybitny grzbiet skalny zwany Lizard (2314 mnpm), który prowadzi do wejścia krateru. Bardzo przydają się tutaj kijki, których niestety nie mamy, także nasze podejście wygląda tak – 3 kroki w górę i 1 w dół zjazd po piargu. W tym miejscu odnotowano najwięcej wypadków śmiertelnych, co prawda zimą, niemniej trzeba tu nawet latem bardzo uważać. Wreszcie osiągamy krater, w którym zalega całkiem sporo śniegu. Stąd już ostatnie 200 metrów lekkiej wspinaczki po skałach i stajemy na szczycie, z którego roztacza się fenomenalny widok. Wokół wulkanu jakby narysowany cyrklem rośnie las deszczowy. Widać Morze Tasmana i wulkany Tongariro, Ruapehu i Ngauruhoe. Godzinkę spędzamy na szczycie i gdy zaczyna się robić nieco tłoczno rozpoczynamy wędrówkę tą samą drogą w dół. Po 8 godzinach od wyruszenia w górę jesteśmy z powrotem na parkingu, a późnym popołudniem w okolicy Mokau biwakujemy na dziko wprost na plaży z widokiem na… Mt Taranaki. Tutaj z radia dowiadujemy się o kolejnym kataklizmie, który tym razem dotknął Japonię, w której przecież mamy przesiadkę na lotnisku w Osace. Póki co postanawiamy nie martwić się na zapas i wieczór spędzamy na kąpieli w morzu i wylegiwaniu się na czarnej, wulkanicznej plaży, które są charakterystyczne dla tej części wyspy. Rano wstajemy dość wcześnie i jedziemy do ostatniego zaplanowanego punktu naszej wyprawy – do jaskiń Waitomo, których łączna ilość wynosi około 300. My postanowiliśmy zwiedzić 3 ogólnodostępne, tzn. Glowworms Caves, Ruakuri Cave i Aranui Cave, kupione w pakiecie promocyjnym za 89 NZD od osoby. Zaczęliśmy od odkrytej w 1910 roku Aranui Cave, suchej jaskini niezwykle bogatej w fantastyczne formacje wapienne. Znajdują się tutaj jedne z największych stalaktytów długości 6 m i wadze 2,5 tony. Następnie zwiedzamy Ruakuri Cave, do której schodzi się głębokim szybem po spiralnych schodach. Trasę długości 1,6 km pokonujemy z otwartymi ustami, zachwyceni otaczającymi nas stalaktytami i stalagmitami, podziemnymi rzekami i wodospadem. Tutaj pierwszy raz napotykamy słynne glowworm – niezwykłe robaczki ze świecącymi na niebiesko-zielono odchodami na końcach długich jedwabnych nici. Światło, które wydzielają służy do przyciągania innych owadów, które stanowią pożywienie dla owych świetlików. W ciemnej jaskini widok jest wprost niezwykły. Najsłynniejszą pod tym względem jest jednak Glowworms Caves, gdzie całe kolonie robaczków tworzą istną drogę mleczną. Jaskinię w dużej mierze zwiedza się w łódce płynąc podziemną rzeką, co dodatkowo nadaje efekt niezwykłości i dostarcza lekki dreszczyk emocji. Z Waitomo jedziemy do Auckland, które mijamy bez zatrzymywania się i udajemy się na północ do Orewy. Duże wrażenie robi przejazd przez położony 43 m nad poziomem wody Harbour Bridge, efektowny most długości 1020 m łączący Auckland z North Shore. Kilkanaście kilometrów dalej zjeżdżamy z autostrady, która na odcinku 38 kilometrów zamienia się w jedyną płatną drogę w Nowej Zelandii, z bynajmniej niewygórowaną ceną 2 NZD za samochód osobowy. Płatność odbywa się elektronicznie, kamery odczytują rejestrację przejeżdżanego pojazdu, a kierowca ma 3 dni na wniesienie opłaty przez Internet, telefonicznie lub w specjalnym automacie na parkingach po obu końcach autostrady. My tymczasem zatrzymujemy się na nocleg w Orewie – na parkingu przy plaży na końcu małego miasteczka. Nazajutrz czaimy się kilka godzin pod Mc Donaldem podczepieni do darmowego WiFi, przeglądając głównie informacje na temat Japonii. Na szczęście lotnisko w Osace nie ucierpiało i działa, więc z powrotem raczej nie powinno być problemów. Po południu przenosimy się jeszcze bardziej na północ do Snells Beach. W bardzo ciepłej morskiej wodzie zażywamy kąpieli i wylegujemy się na skalnych półkach wychodzących głęboko w morze. I tak na błogim lenistwie mija nam cały dzień. Rano ze Snells Beach wracamy w stronę Auckland i zatrzymujemy się w Devonport, półwyspie oddzielonym od Auckland wspomnianym wcześniej Harbour Bridge. Na początek udajemy się na niewielkie wzniesienie Mount Victoria (87 mnpm), z którego roztacza się doskonały widok na city. Potem obiad i lody w okolicy portu promowego i przenosimy się do Muzeum Marynarki Wojennej (wstęp wolny). Dość ciekawie zrobione wystawy pokazują modele statków, mapy, medale, uzbrojenie, zdjęcia z operacji wojennych, w które zaangażowała się Nowa Zelandia oraz zawiłości związane z próbami nuklearnymi na Pacyfiku. Późnym popołudniem przenosimy się na plażę sąsiadującą z Woodall Park. Postanawiamy też tutaj zanocować, bo miejsce wydaje się być idealne do spania: duży parking z toaletami (niestety zamykanymi na noc) i prysznicami. Zaliczamy też tutaj ostatnią kąpiel w morzu tej zimy, tzn. lata… Nieco brutalnie wybudzeni przez kosiarki ekipy koszącej trawniki, wstajemy i zaczynamy pakowanie naszego dobytku. Do tej pory mieliśmy wszystko porozrzucane tematycznie po całym aucie, teraz musimy to upchać do naszych plecaków. Jeszcze tylko delikatna kosmetyka w środku pojazdu, uzupełnienie baku i ruszamy do Auckland. Tutaj trochę bez celu snujemy się po znanej nam okolicy i sklepach, kupując ostatnie pamiątki i prezenty dla znajomych. Następnie ruszamy w kierunku lotniska do naszej wypożyczalni. W Apexie sprawdzają tylko czy samochód jest zatankowany do pełna, nie ma jakichś wgnieceń i pęknięć na szybie, po czym zawożą nas na lotnisko. Tutaj też musimy odbębnić kilka godzin w oczekiwaniu na odlot, wreszcie wzbijamy się w powietrze rzucając ostatnie tęskne spojrzenia na ten uroczy i piękny kraj. W Osace panuje straszny chaos, okazuje się, że Lufthansa z uwagi na kłopoty z paliwem w Japonii przeorganizowała swoje loty i mamy dodatkowe międzylądowanie w Seulu. W dodatku nasz lot zostaje przesunięty o 2 godziny. Wiadomo już, że nie zdążymy na samolot do Krakowa, więc próbujemy przebukować bilety na jakiś późniejszy lot, w miarę możliwości do Pyrzowic. Mimo zapewnień obsługi japońskiej, że tego dokonała, na miejscu we Frankfurcie okazuje się, że zrobiła to połowicznie, tzn. Asiula ma rezerwację, a ja nie. Ale tu dokonuje się nieoczekiwany zwrot sytuacji, gdyż samolot do Pyrzowic z uwagi na warunki atmosferyczne zostaje odwołany, a my zostajemy skierowani po odbiór voucherów żywieniowych i hotelowych. Po dobrej godzinie biegania po całym lotnisku, załatwiamy wreszcie wszystkie niezbędne formalności i lądujemy w jakimś hotelu pod Frankfurtem. Nazajutrz rano, po śniadaniu jedziemy na lotnisko (wszystko opłacone przez Lufthanse), a z racji tego, że mamy 6 godzin do odlotu, pakujemy się w podmiejską kolejkę, którą docieramy do centrum miasta. Tutaj zwiedzamy mało ciekawe centrum i nieco przemarznięci wracamy z powrotem i odprawiamy się do lotu. Po 56 godzinach od wylotu z Auckland wreszcie docieramy do Katowic, które witają nas wielką śnieżycą i powrotem zimy. strona 1 | 2 | 3 | 4 | 5 W 20 lat od międzynarodowej premiery pierwszego filmu kultowej trylogii Władca Pierścieni i po dwuletniej przerwie turyści ponownie będą mogli wyruszyć śladami Drużyny Pierścienia. Nowa Zelandia planuje otwarcie granic w 2022 2010 roku, dzięki superprodukcji Petera Jacksona świat po raz pierwszy zobaczył Nową Zelandię jako Śródziemie z powieści JR R. Tolkiena. Niemal z dnia na dzień wyspiarski kraj na końcu świata stał się wymarzoną destynacją fanów trylogii Władcy Pierścieni. Także tych, którzy ani o książkowym oryginale, ani o kraju Długiej Białej Chmury przed filmami Jacksona nie mieli w ogóle na pierwszy planWpływ filmów na turystykę w Nowej Zelandii był ogromny i pozostał jej motorem przez 20 lat. Międzynarodowe badanie odwiedzających z 2019 r. przeprowadzone przez nowozelandzkie Ministerstwa Biznesu, Innowacji i Zatrudnienia wykazało, że 18% odwiedzających wskazało filmy jako pierwszy impuls do planowania wizyty w Nowej Zelandii. Około 33% turystów odwiedzających Nową Zelandię miało w planach odwiedzenie lokalizacji planów hobbitów w Nowej ZelandiiHobbiton, czyli plan zdjęciowy w Matamata to jedna z filmowych atrakcji w Nowej Zelandii – ShutterstockOszałamiające naturalne krajobrazy zarówno północnej, jak i południowej wyspy Nowej Zelandii stanowiące tło dla wielu kultowych scen ekranizacji Tolkienowskiej prozy stało się istotnymi punktami na turystycznych mapach kraju. Stworzony jako filmowy plan Hobbiton został atrakcją turystyczną, której nie ominie żaden fan przygód Bilba, Froda i Drużyny Pierścienia. Turyści zainteresowani tym, jak działa magia kina, która ożywiła tolkienowski świat na czele z orkami i uruk-haiami rezerwują też wycieczkę do Wētā Workshop. Studio filmowe w Wellington odpowiadało za koncepcje zbroi, broni, stworzeń, miniatur i specjalnych efektów, które przyczyniły się do sukcesu filmowej Zelandia otwiera graniceNowa Zelandia nie może już doczekać się powrotu zagranicznych turystów — Shutterstock Magicznego świata Władcy Pierścieni już niedługo znów będą mogli doświadczać zagraniczni podróżnicy. Po prawie 2 latach lockdownu Nowa Zelandia z końcem kwietnia 2022 roku planuje otworzyć swoje granice dla zaszczepionych turystów. Warunki wjazdu do Nowej Zelandii:dowód szczepienianegatywny wynik testu COVID-19 wykonanego przed wylotemwykonanie testu po wylądowaniu w Nowej Zelandiiizolacja po przybyciuW pierwszych miesiącach 2022 roku kraj zacznie pierwsze fazy luzowania obostrzeń, pozwalając na wjazd swoim obywatelom i rezydentom — najpierw tylko tym z Australii a w drugiej fazie dopiero wracającym z innych części otwarcie granic wyspiarskiej destynacji czekali nie tylko podróżnicy, ale też Nowozelandczycy, z których około 13% pracuje w turystyce. 5/5 (1) Wielu fanów kina za cel stawia sobie odkrywanie miejsc, gdzie ich ulubione obrazy były kręcone. W ten sposób można odwiedzić Czarnogórę niczym James Bond albo wybrać się do Londynu śladami Harrego Pottera. Nic jednak nie jest tak spektakularne jak przeniesienie się do Śródziemia. Chodzi oczywiście o świat zaczerpnięty z prozy Tolkiena. Trzytomowy “Władca Pierścieni” doczekał się olśniewającej ekranizacji, a znaczna część materiału kręcona była na Nowej Zelandii. Film odniósł ogromny sukces a Nowozelandczycy na stałe wpletli fragmenty świata fantasy w swój folklor. Wycieczka śladami Drużyny Pierścienia to aktualnie jedna z największych atrakcji wyspy. Wraz z Hobbitami po Nowej Zelandii Już po samym przylocie, na lotnisku w Auckland, wita nas monumentalny posąg krasnoluda rodem z Kopalni Morii. Podpis pod nim głosi, że to “relikt z czasów Śródziemia”. Każdy fan tolkienowskiej sagi w tym momencie przestanie żałować marnych 7,000 zł wydanych na bilety lotnicze i z niecierpliwością zacznie oczekiwać nadchodzących przygód. Queenstown – Argonath czyli posągi królów Chodzi oczywiście o monumentalne posągi Anariona i Isildura strzegące brzegów Anduiny. Posągi zostały wyrenderowane komputerowo, ale miejsce rodem z filmu da się znaleźć bez trudu. Ponadto okolice Queenstown wręcz zapierają dech w piersiach pod względem uroku przyrody. Queenstown – Łąki Ithilien Włócząc się po okolicach miasta bez kłopotu można trafić na miejsce, gdzie kręcono sceny obozowania Froda, Sama i Golluma obserwujących starcie sił Faramira z Haradrimami. Jest ono położone tuż przy tanik campingu Twelve Mile Delta – w zasadzie zaraz za płotem. Deer Park Heights – Rohan Po drodze z Queenstown mamy park krajobrazowy Deer Park Heights, który wielokrotnie posłużył za scenerię ukazującą rozległe pola Rohanu. Ośnieżone szczyty schodzące wprost do zatoki, falujące na wietrze łąki a nawet Skała Aragorna to tylko niektóre z tamtejszych atrakcji. Co ważne, większość miejsc wybranych przez filmowców jest dość zgrabnie oznaczona dzięki czemu żaden fan serii ich nie pominie. Twizel – Rohan, pola Pelennoru To tutaj miał miejsce największy plan zdjęciowy podczas kręcenia “Władcy Pierścieni” – w niektórych scenach brało w nim udział nawet 1,5 tys. statystów. Okoliczne łąki posłużyły zilustrowaniu wielu miejsc w Rohanie a na płaskich, porośniętych suchą trawą polach odbyła się finałowa wielka Bitwa na Polach Pelennoru, wieńcząca całą sagę. Jezioro Wanaka oraz Milford Sound – Isengard, Lasy Lothlorien Ten region większość przewodników zgodnie określa jako jeden z najpiękniejszych w całej Nowej Zelandii. Nic więc dziwnego, że właśnie tutaj ekipa Petera Jacksona zdecydowała się kręcić sceny z lasu elfów. Samo jezioro Wanaka, czwarte co do wielkości jeziora kraju, przepięknie meandruje pomiędzy stromymi wzgórzami a Zatoka Milforda jako żywo przypomina norweskie klify. Okolice miasteczka Matamata – Hobbiton Mekka dla wszystkich oczarowanych Śródziemiem i największa pozostałość po planie filmowym w Nowej Zelandii. Ta w pełni od podstaw zbudowana osada stała się najbardziej rozpoznawalną atrakcją turystyczną na szlaku “Władcy Pierścieni”. Wciśnięte we wzgórze hobbickie nory z okrągłymi wejściami, niziołkowa oberża serwująca prawdziwe piwo ludu z Shire czy nawet tak lubiane przez Hobbitów biesiady – to tylko niektóre z dziesiątek atrakcji, jakie czekają na miejscu. Warto się jednak przygotować na grubszy wydatek – jednodniowy bilet do Hobbitonu kosztuje co najmniej 80$. Jak się okazuje również w Polsce mamy poczuć się jak Bilbo Baggins. W miejscowości Krzywczy w województwie podkarpackim powstała bowiem Hobbitówa nawiązująca wyglądem do chatek niziołków. Okolice Upper Hut – Rivendell Niedaleko Matamata, w lasach pomiędzy Upper Hut a Featherston, powołano do życia magiczne schronienie Elronda – krainę Rivendell. Jej pozostałości, jak chociażby bramę wjazdową, wciąż można tam podziwiać. Ścieżka turystyczna jest dość dobrze oznaczona i nie brakuje na niej odwołań do filmu. Wellington – Studio Filmowe Weta Cave Wreszcie, jako ukoronowanie całego szlaku, warto odwiedzić miejsce, gdzie szykowano rekwizyty, kostiumy i kręcono efekty specjalne do “Władcy Pierścieni”. Można tam zobaczyć trolla naturalnych rozmiarów, porównać rozmiar swojej stopy z hobbicką a nawet wypróbować broń niektórych z bohaterów cyklu. Nowa Zelandia jest atrakcyjna turystycznie nawet bez filmowego tematu przewodniego. Jednak podróżując tropami Drużyny Pierścienia potrafi odsłonić niecodzienną magię, widocznie związaną wyłącznie z Śródziemiem.

śladami władcy pierścieni nowa zelandia